Hej!
Zainteresowanie pszczołami zrodziło się we mnie w wieku około trzynastu lat, gdy bardzo dużo czasu spędzałem poza granicami miasta, na wsi u swoich dziadków. Jako mały chłopiec nie byłem wstanie pomagać przy pracach sezonowych w gospodarstwie, więc sam znajdowałem sobie zajęcia. W starej stodole stały dwa próchniejące ule. Pewnego przedpołudnia postanowiłem je wynieść na ogród. To były pierwsze kroki ku pszczelarstwu, najpierw w nieudolny sposób odświeżyłem je, dorobiłem daszki i beleczki. Ule postawiłem na dużych pustakach i czekałem z nadzieją, że jakiś obcy rój zechce osiedlić się w nich. Minęła wiosna, pszczoły się nie zjawiły. Z początkiem lata, po powrocie do domu, pewnego wieczoru odwiedzając swojego kolegę natchnęła mnie myśl, aby go poprosić o przysługę. Poprosiłem aby zapytał czy jego dziadek wiekowy pszczelarza, nie dał by mi jednego ula. Kolega poszedł z moją prośbą do swojego dziadka i w ten sposób dostałem pierwszą rodzinę. Tego samego wieczora postawiłem pszczelą rodzinę na swoim ogrodzie. Pierwsze kroki przy ulach były bardzo ostrożne, przepełnione lękiem. Podczas pierwszego przygotowania do przeglądu moich podopiecznych, można powiedzieć, że zabezpieczyłem się od stóp po czubek głowy. Ubrałem się w kilka warstw ubrań, rękawice i buty obkleiłem dodatkowo taśmą, aby szczelnie przylegały do odzieży. Mimo takich zabezpieczeń, pszczoły sforsowały moją linię obronną i dostały się pod kapelusz. Podczas napływu adrenaliny w bardzo szybkim tempie wybiegłem z ogrodu i błyskawicznie rozebrałem się. Przez parę godzin nie miałem odwagi podejść drugi raz. Po południu zebrałem w sobie siły i poszedłem zamknąć ul. Zniechęcony przeglądaniem rodziny zostałem obserwatorem pszczół, przyglądałem się jak one pracują, noszą nektar, wodę i pyłek do gniazda. Po około miesiącu pszczoły wyraźnie zmniejszyły intensywność lotów. Naszła mnie myśl, że pewnie mają już dużo miodu i nie muszą pracować. Udałem się więc do wuja praktyka-pszczelarza. Napomknąłem mu, że trzeba u mnie odwirować miód. Na następny dzień przyjechał i zabrał się za pracę. Przeglądając ramkę za ramką dostałem ochrzan, że pszczoły są zaniedbane i w zasadzie nie ma miodu do wirowania, jest mało pszczół, brakuje matki i w tym roku już z nich nic nie będzie. Wziąłem sobie te wszystkie uwagi do serca, pomyślałem, że skoro wujek bez problemu obsługuje pszczoły, to czemu ja bym nie mógł. Na następny dzień sam przejrzałem całe gniazdo, spokojne pszczoły nawet nie próbowały żądlić. Dopiero wówczas poczułem w sobie prawdziwą fascynację pszczelarstwem. W taki sposób zrodziła się moja pasja. Mimo, że spełniły się słowa wujka, że ta rodzina niedługo zginie, to nie poddałem się. Dałem sobie rok czasu na przygotowania teoretyczne, zacząłem czytać bardzo dużo książek i artykułów o prowadzeniu pasieki. Na jesień dostałem drugą rodzinę, która zasiedliła pusty ul u znajomych na ogrodzie. Mając wiedzę teoretyczną przygotowałem bardzo silną rodzinę na zimę. Z nastaniem wiosny rozpocząłem stopniowo powiększać swoją pasiekę, ucząc się dość szybko z obserwacji i dalszej zdobywanej wiedzy z publikacji naukowych. Po przygotowaniu 10 rodzin, zacząłem jeździć ze swoimi pszczołami na pierwsze pożytki – rzepak i nawłoć. To były moje pierwsze miody odmianowe. Dzisiaj po wymianie starych uli na nowe, które są lekkie i mają styropianowe konstrukcję mogę jeździć z pszczołami niemal po całym dolnym Śląsku. Pierwszym moim ulubionym, lecz bardzo zawodnym pożytkiem są klony, to one dają przepyszny karmelowy miód. Zaraz po nich przewożę pasiekę na rzepak, gdzie w szale rozwoju pszczoły tworzę pierwsze nowe rodziny. Po szybkim odebraniu miodu rzepakowego stawiam ule na akacjach. Po niej, w przerwie w dostawie nektaru, tworzę przed zakwitnięciem lip drugie młode rodziny. Po odwirowaniu miodu lipowego, szybko wywożę w góry pszczoły na grykę. Gdy kończy ona kwitnienie, dociera do mnie, że to prawie koniec sezonu pszczelarskiego, pozostaje tylko nawłoć i wrzos, kwitnące w tym samym okresie, ogarnia mnie przygnębienie – już jesienią nie mogę doczekać się kolejnej wiosny. Ku zdrowiu człowieka, niech pszczoły żyją wśród nas.